Jeśli naprawdę chcecie mieć rację,
udowodnijcie mi, że słusznie
znoszę hańbę.
Wiedzcie jednak, że to Bóg mnie
zaskoczył
i zarzucił na mnie swoją sieć.
Gdy krzyczę: Gwałt! — nie mam
odpowiedzi;
gdy wzywam pomocy —
nie nadchodzi odsiecz.
Zagrodził mi drogę i nie mogę
przejść,
moje ścieżki pogrążył
w ciemności.
Pozbawił mnie godności,
zdjął mi z głowy koronę,
z każdej strony mnie bije —
i ulegam,
mą nadzieję wyrwał niczym drzewo.
Uniósł się na mnie gniewem
i uznał za jednego ze swych
wrogów.
Nadciągnęły wspólnie Jego hufce,
usypały przeciwko mnie wały
i obległy zewsząd mój namiot.
Oddalił ode mnie moich braci,
znajomi biorą mnie za obcego.
Opuścili mnie moi krewni
i zapomnieli o mnie bliscy
przyjaciele.
Jestem obcy dla domowników, gości
i służących,
stałem się dla nich niczym
cudzoziemiec.
Gdy wołam mego sługę,
ten milczy;
muszę go wręcz błagać
o przysługę.
Moim oddechem brzydzi się
żona,
jestem obrzydliwością dla
własnych braci.
Nawet chłopcy traktują
mnie z pogardą;
kiedy wstaję, robią ze mnie
pośmiewisko.
Brzydzą się mną wszyscy
moi powiernicy,
a ci, których kochałem,
zwracają się
przeciw mnie.
Pozostała ze mnie skóra i kości,
uszedłem ze skórą w zębach.
Zmiłujcie się!
Zmiłujcie się nade mną,
wy, moi przyjaciele,
bo to Bóg dotknął mnie
swoją ręką!
Dlaczego mnie prześladujecie,
jak On?
Czy nie dość wam widoku
mego ciała?
O, gdyby tak spisano moje słowa,
gdyby tak utrwalono je na piśmie
żelaznym rylcem i ołowiem —
o, gdyby wykuto je w skale na zawsze!
Bo ja wiem, że Odkupiciel mój żyje
i że jako ostatni nad prochem powstanie.
Gdy na mej skórze już
dopełni się
zniszczenie,
wolny od ciała będę oglądał Boga.
Zobaczę Go sam, osobiście,
moje oczy, niczyje inne —
moje jestestwo już tęskni
za tą chwilą!
Bo mówicie: Jak można by
go dopaść?
Jak znaleźć powód do wytoczenia
mu sprawy?
Drżyjcie przed mieczem,
bo ściągacie na siebie
winę!
Gniew za winy sprowadza miecz.
Uprzytomnijcie sobie, że nadchodzi sąd!