Ja spałam, lecz moje serce czuwało.
O, głos ukochanego! Puka!
Otwórz mi, moja jedyna,
najdroższa,
gołąbko, moja doskonała!
Gdyż moja głowa nasiąkła rosą,
moje kędziory — nocnymi kroplami.
Zdjęłam już suknię,
czy znów mam ją założyć?
Umyłam nogi,
czy znów mam je pobrudzić?
Mój ukochany wsunął rękę
przez otwór —
a w moim wnętrzu zawrzało!
Wstałam, aby otworzyć memu
ukochanemu,
z rąk kapała mi mirra,
mirra spływała mi z palców
wprost na zapadki zamka.
Otworzyłam mu wreszcie,
lecz on już zawrócił, odszedł!
Uchodziła ze mnie dusza,
kiedy mówił.
Szukałam go — nie znalazłam.
Wołałam, lecz mi nie odpowiedział!
Znaleźli mnie za to stróże
obchodzący miasto —
pobili mnie, zranili,
zdarli mi zasłonę
ci stróże z miejskich murów.
Zaprzysięgam was,
jerozolimskie panny:
Jeśli gdzieś spotkacie mego
ukochanego,
wiecie, co mu przekazać?
że jestem chora z miłości.
W czym ten twój ukochany
przewyższa pozostałych,
najpiękniejsza wśród kobiet?
Czym ten twój ukochany góruje
nad innymi,
że nas tak chcesz zaprzysiąc?
Mój ukochany jest promienny
i rumiany,
wyróżnia się z dziesięciu tysięcy!
Jego głowa przypomina
szczere złoto,
jego kędziory to
kruczoczarne loki.
Jego oczy to gołębie
przy strumieniach,
skąpane w mleku,
pięknie osadzone.
Jego policzki są jak zagony balsamu,
donice z wonnościami,
a jego wargi — jak lilie,
które ociekają mirrą.
Jego ramiona są jak sztaby złota
zdobne klejnotami,
jego brzuch jak płyta z kości
słoniowej,
wysadzana szafirami.
Jego nogi są jak słupy z marmuru,
postawione na złotych cokołach —
jego postać przypomina Liban,
jest okazały jak cedry.
Jego podniebienie — to słodycz,
wszystko w nim wzbudza pragnienie —
taki jest mój ukochany, taki mój
najdroższy,
jerozolimskie panny.