Za dni Szamgara, syna Anata,
za dni Jael znikły karawany,
a wędrowcy chodzący drogami
musieli wybrać mniej dostępne
szlaki.
Porzucono wsie! W Izraelu!
Owszem, porzucono!
Aż ja powstałam, Debora,
nastałam, jako matka, w Izraelu.
On wybrał sobie nowych bogów —
i zaraz wojownicy zjawili się
w bramach!
Bo czy widziano tarczę
lub włócznię u czterdziestu
drużyn w Izraelu?
Moje serce bije wodzom Izraela —
i ludowi gotowemu walczyć!
Błogosławcie PANA!
Wy, jeźdźcy na płowych oślicach,
wy, goście na zdobnych dywanach,
wy, podróżni idący drogami —
zanućcie!
Głos tych, którzy dzielą łup
przy wodopojach,
wylicza wszystkie słuszne wyroki
PANA,
dowody, że sprawiedliwość oddał
wsiom Izraela!
Zaraz potem ku bramom wyruszył
lud PANA!
Zbudź się, zbudź, Deboro!
Zbudź się, zbudź, zanuć pieśń!
Wstań, Baraku, gnaj pojmanych,
ty, synu Abinoama!
Tak, zstąpiła reszta szlachetnych
wśród ludu,
PAN zstąpił do mnie pośród
bohaterów:
z Efraima — z korzeniem w Amaleku —
szli za tobą, Beniaminie, z twoim
wojskiem.
Od Makira zstąpili wodzowie,
z Zebulona dzierżący buławę.
Byli z Deborą książęta z Issachara,
a Issachar, podobnie jak Barak,
dał się ponieść w dolinę swoim
nogom!
A w rodach Rubena?
Wielkie rozważania!
Dlaczego siedziałeś
przy popiołach
ognisk,
by słuchać fujarek nucących
przy stadach?
Tak, w rodach Rubena —
wielkie rozważania!
Gilead? Ten mieszkał
za Jordanem!
A Dan? Żeglował statkami!
Aszer zamieszkał u wybrzeży morza
i osiadł nad swymi zatokami.
Zebulon! To lud! Ten nie bał się
śmierci!
Także Naftali, gdy przyszedł
z wyżyn swoich pól.
Ściągnęli królowie! Walczyli!
Walczyli wtedy władcy Kanaanu,
w Tanak, nad wodami Megiddo,
lecz srebra w niegodziwym zysku
nie zgarnęli!
Z niebios bowiem walczyły
z nimi gwiazdy,
ze swoich torów walczyły
z Siserą!
Porwał ich także nurt potoku Kiszon!
Potok odwieczny uniósł ich swymi prądami!
Krocz, moja duszo!
Ruszaj z całą mocą!
Dudniły wtedy setki końskich
kopyt
w pędzie szalonym dzielnych
wojowników!
Przeklnijcie Meroz! — orzekł
Anioł PANA.
Rzućcie przekleństwo
na jego mieszkańców!
Nie przyszli bowiem, tak jak PAN,
ze wsparciem,
kiedy PAN pomagał bohaterom
walczyć.
Błogosławiona Jael, bardziej niż
inne kobiety,
żona Kenity Chebera,
błogosławiona w swoim
namiocie!
Chciał wody — dała mu mleka!
Śmietanę przyniosła w kosztownej
czaszy!
Lewą ręką sięgnęła po palik,
w prawą rękę ujęła młot
i rozbiła Siserze głowę,
do ziemi przygwoździła skroń.
Między jej stopami osunął się i padł,
między jej stopami osunął się i legł,
tam, gdzie się osunął, leżał ugodzony!
Przez okno wygląda
ze łzami matka Sisery,
przez kratę.
Dlaczego opóźnia się przyjazd
jego jazdy
i wciąż nie słychać turkotu
rydwanów?
Pocieszają ją jej mądre
księżniczki,
a i ona sobie powtarza:
Pewnie zwyciężyli i dzielą się łupami,
jedną branką lub dwiema na głowę.
Barwny łup zagarnia Sisera
z farbowanych, wzorzystych tkanin,
kolorowych, podwójnie tkanych,
na ozdobę, na karki zdobywców!
Tak niech poginą wszyscy
twoi wrogowie!
A PAN z tymi, którzy Go
kochają!
Niech będzie jak wschód słońca
w całej swojej mocy.
Potem uspokoiło się w ziemi na czterdzieści lat.