PAN moim światłem i moim zbawieniem —
Kogo mam się bać?
PAN zabezpieczeniem mojego życia,
Więc przed kim mam drżeć?
Natarli na mnie złoczyńcy,
Zaprzysiężeni wrogowie,
Chcieli rozszarpać me ciało,
Lecz potknęli się i upadli.
Choćby się rozłożyli wokół mnie obozem,
Nie przestraszy się moje serce,
Choćby rozpętali przeciwko mnie wojnę,
Nawet wtedy będę Mu ufał.
O jedno prosiłem PANA, o to też zabiegam,
By mieszkać w Jego domu
po wszystkie moje dni,
Oglądać piękno PANA i w Jego świątyni
czekać na odpowiedź.
Bo On w dniu niedoli schowa mnie
w swym szałasie,
Ukryje w zaciszu swojego namiotu —
On mnie postawi na skale.
Wtedy podniosę głowę
Ponad wrogów, którzy mnie otaczają.
Wśród okrzyków radości
w Jego namiocie złożę ofiary,
Dla PANA będę grał i dla Niego śpiewał.
Wysłuchaj, PANIE, głosu mojego wołania,
Zmiłuj się nade mną, poślij swą odpowiedź!
Idź — zachęciło mnie serce —
Szukaj Jego oblicza!
Twojego oblicza szukam zatem, PANIE,
Nie odmawiaj mi, proszę, spotkania ze sobą.
Nie odrzucaj w gniewie swego sługi —
Jesteś mą pomocą, zechciej nie odtrącać,
Nie pozostaw samotnym, Boże mojego zbawienia!
Choćby mnie opuścili i ojciec, i matka,
PAN mnie do siebie przygarnie.